Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-3.djvu/99

Ta strona została uwierzytelniona.

w usposobieniu rzeźwem, prawie wesół. Pozdrowił ojca z niezwykłą uprzejmością, zapytał go nawet o zdrowie, chociaż, co prawda, nie czekając na odpowiedź, zapowiedział, że za godzinę wyjeżdża już zupełnie, i poprosił o konie. Stary przyjął wiadomość o wyjeździe syna bez najmniejszego zdziwienia. Nie silił się bynajmniej na werażenie jakiegokolwiek żalu z powodu tego rozłączenia. Natomiast zakłopotał się bardzo na myśl, że ten nagły wyjazd psuje mu plany co do pośrednictwa Iwana w sprawie sprzedaży jednego z jego lasów.
— Czemużeś mi wczoraj nie powiedział, — zawołał na syna, — przygotowałbym wszystko i zajechałbyś do Czeremaszny zastąpić mnie przy tej sprzedaży, chociaż, co prawda, to i dziś jeszcze mógłbyś mi to załatwić. Proszę cię, zrób mi tę łaskę i zajedź tam po drodze, wszak to niewielkie zboczenie.
— Niemożliwe, pociąg do Moskwy wychodzi o godzinie siódmej wieczór, a do stacyi osiemdziesiąt wiorst.
— Więc pojedziesz tam jutro, a nie, to pojutrze, a dzisiaj jedź do Czeremaszny, trafia mi się doskonały kupiec na drzewo, a w dodatku nie tutejszy, nie boi się konkurencyi Masłowych. Tamci dawali mi zeszłego jeszcze roku tylko 8 tysięcy, a ten od razu na stół kładzie 11 tysięcy, a może da i 12. Zabawić ma tylko tydzień, niema więc czasu do stracenia. Jest tam, wprawdzie, jeden pop znajomy, który obiecał mi zająć się tym interesem, ale zawsze to nie to, co swój.