Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-4.djvu/135

Ta strona została uwierzytelniona.

i przestał, patrzy tylko i słucha. Co mnie masz słuchać? Całuj, całuj mocniej, ot tak, jak kochać, to kochać! Niewolnicą twoją będę teraz, na życie całe. O, jak słodko niewolnicą być. Całuj mnie, dręcz, bij, rób ze mną co chcesz. Stój, poczekaj, potem, nie chcę teraz. Idź precz Mitia! Pójdę wpierw wina się napić. Upić się chcę, a potem tańczyć, tak tak.
Wyrwała się z jego objęć i przeszła do sąsiedniej izby, Mitia za nią. „Niech się teraz stanie, co chce, myślał, za taką minutę życie warto oddać”. Grusza wypiła istotnie jeszcze szklankę szampańskiego wina i upoiła się niem natychmiast. Policzki jej zapłonęły, usta rozgorzały, a oczy wprzód błyszczące, zaszły, jakby mgłą i wabiły ku sobie namiętnie. Nawet Kałganowa coś, jakby ugryzło w serce i zbliżył się sam do niej.
— A czułeś ty? jak pocałowałem cię, gdyś tam spał na kanapie, — pytała. — Upiłam się, ot co, a ty jeszcze nie pijany? A ty Mitia, czemu nie pijesz?
— Ja i tak pijany, upoiłem się tobą, ale i wina się napiję.
Wypił szklankę i uczuł się natychmiast pijany, aż się mu to samemu dziwnem wydało, gdyż aż do tej godziny był zupełnie trzeźwy. Wszystko kołować mu zaczęło w oczach, chodził po izbie, śmiał się, zagadywał do różnych ludzi, a wszystko nieprzytomne, jak w gorączce. Jeden tylko kącik pozostał nietknięty w jego świadomości, jak to sam później zeznawał. — Ona. Podchodził ku niej, siadał obok, słuchał jej głosu i patrzył na