tak. Proszę, pozwól mi pan samemu przeprowadzić pierwsze badanie oskarżonego. Nie przypuszczałem nigdy, abyś się pan mógł do tego stopnia zapominać.
— Ależ to brudy, zgroza, — krzyczał sprawnik, nie umiejąc powściągnąć zgorszenia i gniewu. — Patrzcie na niego. Pijany, w nocy, w karczmie, w towarzystwie rozpustnej dziewki i we krwi ojca.
— Zgroza!
— Zaklinam was na wszystko, pohamujcie się, Michale Makarowiczu, — prosił zastępca prokuratora, inaczej i ja będę musiał...
Nie skończył jeszcze, gdy młody sędzia przystąpił do Miti, mówiąc poważnie i surowo.
— Kapitanie Dymitrze Karamazow. Jesteś pan obwiniony o zabójstwo własnego ojca, który zamordowany został dzisiejszej nocy. — Mówił coś jeszcze, jak również i prokurator, ale Mitia nic już nie słyszał i nie rozumiał, patrząc dokoła siebie dzikim wzrokiem.
Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-4.djvu/142
Ta strona została uwierzytelniona.
KONIEC CZĘŚCI CZWARTEJ