Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-4.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

żartuje tam pewnie z drugą, śmieje się ze mnie. O, żeby go tylko zobaczyć gdzie, spotkać, to już ja mu odpłacę.” Poduszka, bywało, od łez mokra, a gdy pomyślę o tem wszystkiem, serce mi się rwie, i gniewem go moim żywię. „Odpłacę mu, już ja mu odpłacę” — o tem tylko myślałam. A gdy sobie pomyślę, że i tak mu nic zrobić nie mogę, a on tam pewnie całkiem już o mnie zapomniał, to zrywam się z pościeli i padam na ziemię i płaczę na głos do rana i trzęsę się cała od łkań. Nazajutrz, gdy wstanę, to zła jestem, jak pies, i gdybym mogła, zgubiłabym wszystkich. A potem zaczęłam zbierać pieniądze, chciwa się zrobiłam, bez litości, utyłam, rozumu nabrałam, a przecie nie przestałam myśleć o tem samem, i nikt nie wie, nikt nie domyśla się, że i teraz, gdy noc nastanie, zgrzytam zębami i płaczę całą noc i myślę tylko: „już ja mu odpłacę, już ja odpłacę.” Słuchaj, Alosza, czy ty to rozumiesz? Aż oto miesiąc temu przychodzi do mnie list od niego, od tego, który mnie skrzywdził. Owdowiał i jedzie do mnie, bo chce się ze mną zobaczyć. Aż mi dech w piersiach zaparło. „Boże mój! — myślę sobie — przyjedzie tu, a jak tylko gwizdnie na mnie, jak na psa, polecę, jak pies wierny, łasić mu się pokornie.” Myślę i sama sobie nie wierzę. Powiedz mi, proszę, Alosza, czy to podłość? czy ja jestem podła? czy polecieć do niego, czy nie? I taki mnie żal bierze, taki gniew, gorszy jeszcze, niż pięć lat temu. Widzisz teraz, jaka jestem niestała, jaka bez ambicyi. I teraz, kiedyście tu weszli z Rakitką, leżałam i myślałam o losie swoim i nikt wiedzieć nie mo-