— Ten oficer Gruszy już nie jest wcale oficerem, porzucił wojsko i służy przy komorze celnej, gdzieś na granicy Chin. Stracił, podobno, posadę, a dowiedział się, że ta zbiła sobie kapitalik, więc do niej powraca. Niema w tem żadnego cudu.
Alosza wciąż milczał, jakby nie słysząc.
— A! — mówił dalej Rakitin, coraz bardziej gniewny — cóż ty dziś grzesznicę nawróciłeś. Błądzącą naprowadziłeś na drogę cnoty, siedem biesów z niej wygnałeś. Otóż i cud się spełnił, oczekiwany cud, możesz być zadowolony.
— Przestań, Rakitin — odezwał się wreszcie Alosza.
— Wzgardę mi okazujesz za te dwadzieścia pięć rubli, „za złoto brata zaprzedałem.” Ale słuchaj, tyś nie Chrystus, a ja nie Judasz.
— Zapomniałem już o tem, tyś sam przypomniał.
Ale Rakitin rozgniewał się już na dobre.
— Niech was wszystkich dyabli wezmą — wszystkich razem i każdego zosobna. I po co ja się u dyabła z tobą wodzę. I znać cię już nie chcę od dziś. Ruszaj sobie sam swoją drogą.
I zawrócił nagle w inną ulicę, zostawiając Aloszę samego wśród ciemności. Alosza zboczył za miasto i drogą przez pola udał się do klasztoru.
Późno już było, gdy Alosza powrócił do klasztoru i furtyan wpuścił go bocznemi drzwicz-