Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-4.djvu/48

Ta strona została uwierzytelniona.

— On nie tutejszy, targuje teraz las w Czeremaszni i dawno się zna z pańskim ojcem, niech pan do niego pojedzie i pokaże mu swoje dokumenta.
— Genialna myśl, — zawołał zachwycony Dymitr — on targuje Czeremasznę, a ja mu pokażę wszystkie prawa własności, bo Czeremaszna jest właściwie moja. Jakże wam wdzięczny jestem za radę waszą, Kuźmo Kuźmiczu.
— Niema za co, — odparł drwiąco kupiec.
— Ależ! pan nie wie, pan nie wie, co to dla mnie znaczy, przeczucie miałem, zwracając się do pana. Dziękuję panu stokrotnie. — Mówiąc to, chwycił rękę Samsonowa, chcąc go serdecznie uścisnąć, ale tyle złośliwości błysnęło w tej chwili w oczach starca, że nawet Dymitr spostrzegł to i cofnął się mimowoli. Po chwili jednak skarcił sam siebie za niepotrzebną podejrzliwość i mówił dalej z zapałem.
— To dla niej, to dla niej wszystko, Kuźmo Kuźmiczu, wdzięczny wam będę do śmierci za dobrą radę, — i, nie czekając dłużej, wybiegł z pokoju, w zamiarze odszukania kupca Ligajewa, którego mu wskazał Samsonow.
Faktem jest, że Kuźma Kuźmicz od dawna był nieprzychylnie usposobiony dla kapitana, jak nazywano Dymitra w domu Gruszy. Teraz zaś łatwowierność jego i głupie przypuszczenie, że on, Samsonow, dopomagać mu będzie w połączeniu się z Gruszą, doprowadziły go do wściekłości. Postanowił więc zadrwić z tego hołysza, który ośmielał się zwracać do niego z niedorzecznymi swemi planami i to w imię miłości swej dla Gru-