Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-4.djvu/49

Ta strona została uwierzytelniona.

szy, podał mu więc projekt jeszcze bardziej niedorzeczny i nieprawdopodobny, który Dymitr przyjął za dobrą monetę, ku wielkiej uciesze swego przeciwnika. Po odejściu jego stary Samsonow, blady z gniewu, polecił surowo służbie, aby nikt nie ważył się wpuszczać do domu tego zwaryowanego oberwańca, potem uczuł się niedobrze i posłał po lekarza.
Dymitr, powróciwszy do domu, przypomniał sobie, że musi nająć konie pocztowe, a niema na to ani grosza. Pochwycił więc stary srebrny zegarek i zaniósł go do żyda zegarmistrza, który, ku wielkiemu jego zdziwieniu, dał mu za niego aż sześć rubli.
— Nie spodziewałem się nigdy tyle dostać, — zawołał uszczęśliwiony.
Wogóle wszystko wprawiało go teraz w nerwowy jakiś zachwyt. Powróciwszy do domu, pożyczył jeszcze trzy ruble od swoich gospodarzy byli to ludzie biedni i prości, ale lubili bardzo Dymitra i oddali mu chętnie ostatni swój grosz.
Dymitr postępował z nimi zawsze bardzo przyjacielsko, wtajemniczał ich we wszystkie swoje projekta i traktował zupełnie na równej stopie. Byli też bardzo do niego przywiązani i nie zdradziliby go za nic w świecie.
Kiedy po wielu trudnościach dostał się wreszcie Dymitr do chatki leśnika, w której, podług wskazówek Samsonowa, znajdował się ów kupiec, okazało się, że był to zupełnie kto inny. Nazywał się zupełnie inaczej, a co, najważniejsze, pijany był, jak bela i spał na ławie leśnika tak twardym snem, że dobudzić się go nie było można. Dymitr rzu-