Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-4.djvu/52

Ta strona została uwierzytelniona.

ramazow, najstarszy syn starego Fedora Pawłowicza, którego las targujecie.
— Kła... miesz... — wybełkotał pijak, dzieląc sylaby i wymawiając każdą z nich ze szczególnym naciskiem.
— Jakto kłamię? — zawołał Dymitr. — Znacie przecie Fedora Pawłowicza.
— Kła... miesz... ty, bo ja żadnego twojego Fedora... nie znam.
— Przecież las u niego targujecie, las, upamiętajcież się, na miłość Boga.
— Kłamiesz... ty, — powtarzał chłop z pijackim uporem, na który nie było żadnego środka.
— Ależ słuchajcie, przecież to nie żarty, mam ważny interes, bardzo dla was dogodny.
— Oho! znam ja ciebie, tyś ten farbiarz z miasta, wiem.
— Ależ nie, mylicie się, jestem Dymitr Karamazow, właściciel Czeremaszni.
— Aha! pewnie! — mruczał pijak, gładząc ryżą brodę — ładna sztuka, podkupić mnie chcecie, a gdzież to takie prawo, żeby na to pozwalało, podły ty jesteś, ot! co!
Dymitr był w rozpaczy, czuł, że się mu w oczach ciemno robi, stracił napróżno tyle czasu, teraz dopiero rozjaśniło mu się w głowie, że Samsonow zażartował sobie z niego i umyślnie go tu przysłał. A cóż ona tymczasem? Co Grusza? Boże wielki. Pijak spoglądał na niego z bezrozumnym uśmiechem. Kiedyindziej byłby go niezawodnie Mitia nabił, ale w tej chwili czuł się tak wyczerpany, że nic podobnego na myśl mu nie przyszło. Po chwili namysłu wziął paltot i ka-