Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-4.djvu/79

Ta strona została uwierzytelniona.

fatygę, jeżeli nic nie zapomnisz. Pamiętaj, szampan grunt, a oprócz tego koniak, czerwone wino, białe wino, tak samo, jak wtedy, oni już będą wiedzieli, dziesięć rubli ci dam, jeśli się sprawisz dobrze.
— Ależ, posłuchaj pan — przerwał już niecierpliwie Perchotin, — niech on tylko pieniądze zmieni i powie, aby nie zamykano sklepu, dokąd pan przyjdzie. Resztę załatwi pan sam.
— Masz tu sto rubli i biegnij na jednej nodze do Płotnikowa, aby ci je zmienił, tylko prędko. No, marsz, — nakazywał Perchotin Miszy. Wyprawił on umyślnie chłopaka, dostrzegłszy, że ten przygląda się Dymitrowi Karamazow, rozwarłszy oczy i usta, patrząc z niemałem zdziwieniem na zakrwawione jego ręce, w których ściskał banknoty.
— No! a teraz trzeba się wreszcie umyć, — przemówił surowo Piotr Ilicz, — połóż pan pieniądze na stole, albo je wsuń do kieszeni, ot tak, a teraz chodźmy, zdejmujże pan wpierw surdut.
I pomagał mu sam w zdjęciu tużurka, aż naraz zawołał znów:
— Patrz pan i na tużurku krew.
— To nie na tużurku, a tylko w jednem miejscu, koło rękawa, a także tam, gdzie była chustka, przesiąkło z kieszeni. Siadłem na chustce, gdym był u Feni i krew przesiąkła, — objaśnił poufnie Dymitr.
Piotr Ilicz słuchał nachmurzony.
— Cóż to właściwie jest? czy się pan znów z kim szamotał, — mruknął Perchotin. — Dymitr zaczął się myć. — Perchotin stał nad nim i dolewał