Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-5.djvu/10

Ta strona została uwierzytelniona.

wicza znał tylko z daleka i wyobrażał sobie, jakby ten drwił później z niego, opowiadając po całem mieście, że nieznajomy jegomość wpadł do niego w nocy, dopytując, czy go kto nie zamordował. Skandal i śmieszność, a tego się najbardziej Piotr Ilicz obawiał.
Przyszła mu naraz myśl, czyby nie udać się do pani Chachłakow, aby się od niej dowiedzieć, czy to ona dała 3000 rb. Dymitrowi Fedorowiczowi. Gdyby odpowiedziała przecząco, Piotr Iljicz postanowił udać się natychmiast do sprawnika, w razie przeciwnym odłoży wszystko do jutra. Wizyta u pani Chachłakow o tak spóźnionej godzinie była również krokiem bardzo dziwnym, tembardziej, że Perchotin znał ją tylko z widzenia, ale coś pchało go do zajęcia się tą sprawą, mimo, że powtarzał sobie wciąż, zły sam na siebie, że to przecież do niego nie należy.
Była już godzina jedenasta, gdy zadzwonił do pani Chachłakow, gdzie wpuszczono go nie bez trudności.
Pani Chachłakow, rozdrażniona jeszcze niepomiernie poprzedniemi odwiedzinami Dymitra i jego szczególnem zachowaniem się, zlękła się tembardziej tak późnej wizyty człowieka, zupełnie sobie nieznajomego. Przemogła jednak w niej kobieca ciekawość i zdecydowała się przyjąć Perchotina, dowiedziawszy się od pokojówki, że jest to pan bardzo przystojny i dobrze ubrany.
Wyszła więc do salonu w szlafroku, bo szykowała się już do snu i zapytała z godnością swego gościa, czego sobie właściwie życzy?