że świeci, a wiedzieć, że jest słońce, to już życie. Alosza! cherubinie ty mój! Ci ludzie zabijają mnie swemi filozofiami: Rakitin i brat Iwan. Iwan — to sfinks, milczy zawsze i tai w sobie swoją ideę. Ja dawniej nie miałem tych wszystkich wątpliwości, a teraz dręczę się niemi. Bo jeśli to, co mówi Rakitin, jest prawdą, to jakim sposobem człowiek może być cnotliwy? co będzie kochał? co czcił? Rakitin twierdzi, że i tak kochać można ludzkość, a ty, powiada, staraj się, żeby ceny mięsa nie podnosiły się, a więcej tem dobra wyświadczysz ludzkości, niż całą twoją filozofią. A ja mu na to: A ty z twoją filozofią pierwszy cenę mięsa podniesiesz i rubel do rubla na tem odkładać będziesz. Rakitin, powiada, że cnota to rzecz względna. Inną ma np. Chińczyk, inną ja. w takim razie co jest cnotą? Iwana pytam, ale on milczy; ze źródła jego duszy zaczerpnąć chciałem, ale on zawsze zbywa mnie niczem. Raz tylko powiedział słówko.
— Cóż takiego? — pytał niespokojnie Alosza.
— Ja mu mówię: Więc w takim razie człowiekowi wszystko jest dozwolone? A on mi na to: Nasz ojciec, Fedor Pawłowicz, to było zwierzę, ale umiał myśleć prawidłowo. Co z tego odgadniesz?
— To prawda — odrzekł z goryczą Alosza — a kiedyż Iwan był u ciebie?
— O tem potem. Iwan doradza mi jedną rzecz, ale to się rozstrzygnie dopiero wtedy, gdy na mnie wyrok wydadzą.
— A czy mówiłeś z adwokatem?
— Co tam adwokat? Opowiedziałem mu
Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-5.djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.