Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-5.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

będziemy. Czy tylko wolno mi będzie wziąć ją za żonę? Katorżnikom podobno nie pozwalają się żenić, — a bez niej żyć nie potrafię.
Słuchaj Alosza — mówił dalej — ja ci powiem jedną tajemnicę, powiem i prosić cię będę, abyś wydał sąd, bo tobie jednemu wierzę. Tylko nie mów nic dzisiaj, dziś nie rozstrzygaj, a dopiero po procesie, gdy wyrok na mnie wydadzą. Wtedy powiesz, a zrobię co postanowisz. Oto widzisz, Iwan, odkąd przyjechał, namawia mnie do ucieczki, wszystko już obmyślił, przygotował i prosi bardzo, nastaje, nie prosi nawet, a każe. On mówi, że skazanym do kopalni nie wolno się żenić. Radzi mi uciekać do Ameryki z Gruszą. Widzisz, Alosza, innemu nie powiedziałbym, ale ty zrozumiesz. Czy wolno mi uchylać się od cierpienia? Czy wolno uciekać? A cóż będzie z moim hymnem podziemnym na cześć Boga i życia? Co będzie z pokutą, której sam pragnęłem? Ameryka kraj obcy i łajdactwa, ja myślę, sporo być musi w tej Ameryce — odrodzić się tam trudno. Mówiłem to Iwanowi, on rozumie moje skrupuły, ale nie wierzy w nie, nie wierzy w mój hymn podziemny. Iwan chce mnie ratować, a przecież uważa mnie za mordercę.
— Mówił ci to?
— Nie, ale ja to widzę, z oczu jego widzę. —
— A teraz, Alosza miły, pożegnajmy się do jutra, pamiętaj o mnie i módl się za mnie, módl się o jutro moje.
Uściskali się po wiele razy. Alosza przeżegnał brata.
— Poczekaj, — zawołał nagle za odchodzą-