Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-5.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.

ulic i patrzył za bratem, dopóki mu ten z oczu nie zniknął. Potem udał się do swego mieszkania. Mieszkali teraz w zupełnie przeciwnych sobie końcach miasta, Iwan zajmował wygodny i wykwintny apartamencik, ale żył zupełnie odosobniony. Usługiwała mu głucha, zreumatyzmowana staruszka, która kładła się spać o szóstej wieczorem. Ona jedna miała wstęp do jego mieszkania, po za tem żył zupełnie sam i nikogo nie przyjmował. Niekiedy nie wpuszczał nawet owej staruszki i sam uprzątał swój pokój sypialny. Teraz, przyszedłszy do swej bramy i trzymając już rękę na dzwonku, namyślił się nagle inaczej, splunął, zaklął siarczyście i poszedł do mieszkania Smerdiakowa.
Zaraz po przyjeździe z Moskwy, Iwan chciał widzieć Smerdiakowa, ale ten leżał wtedy chory w miejskim szpitalu i doktorzy upewnili Iwana, że stan jego jest jeszcze groźny, a osłabienie tak wielkie, że nie mógłby mu z pewnością udzielić żądanych wyjaśnień.
Twierdzili także stanowczo, że atak epileptyczny, w jakim znaleziono go w dzień śmierci Fedora Pawłowicza, nie był wcale udany, owszem, wyjątkowo niebezpieczny i cud prawdziwy, że chory wyszedł z niego żywym.
Iwan poszedł więc wpierw do więzienia, dla zobaczenia się z bratem. Zachowanie się Dymitra utwierdziło go w przekonaniu, że on to popełnił morderstwo. Dymitr był wtedy ogromnie rozdrażniony, nie starał się wcale usprawiedliwiać, owszem, twierdził z pewną zawziętością, że nie może go obwiniać ten, kto sam utrzymywał, że