człowiekowi wszystko jest dozwolone, a jednak Alosza, wbrew mniemaniu całego miasta, obstawał przy twierdzeniu, jakoby Smerdiakow był zabójcą. Postanowił Iwan zobaczyć się z nim, bądź co bądź i zaszedł raz jeszcze do szpitala, gdzie go tym razem wpuszczono.
Należy przytem nadmienić, że, składając zeznania w sądzie, Iwan nie wspomniał ani słowem o rozmowie swojej ze Smerdiakowem, która mogła rzucić na niego pewne podejrzenia.
Nie miał bynajmniej zamiaru taić się z tem, tylko chciał wpierw widzieć się sam ze Smerdiakowem, aby wyrobić sobie własne zdanie w tej sprawie.
Smerdiakow umieszczony był w szpitalu w seperatce na dwóch, a oprócz niego, znajdował się tam jeszcze jakiś człowiek, chory na wodną puchlinę.
Ujrzawszy Iwana, Smerdiakow, zmieszał się cokolwiek, tak się przynajmniej Iwanowi zdawało, po chwili jednak odzysłał spokój, a usiadłszy na łóżku, patrzył obojętnie na gościa.
— Kiedy pan raczył przyjechać? — spytał słabym głosem.
— Wczoraj. Musiałem tu przybyć, aby naprawiać, coście tu nawarzyli.
Smerdiakow westchnął.
— I czego wzdychasz? Wiedziałeś przecież z góry, co będzie.
— Trudno było nie wiedzieć — odparł spokojnie Smerdiakow, — tylko nie wiadomo było, jak się uda.
Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-5.djvu/120
Ta strona została uwierzytelniona.