— Co to znaczy? jak się uda. Ty mi się nie wykręcaj. Dlaczego przepowiadałeś już naprzód, że dostaniesz ataku tego właśnie dnia i o tej godzinie, a mianowicie w piwnicy. Dowiadywałam się od doktorów i wiem, że ataku epileptycznego nie można z góry przewiedzieć, nie można wiedzieć kiedy i o której godzinie nadejdzie.
— Czy pan to już zeznał w śledztwie? — pytał spokojnie Smerdiakow.
— Nie zeznałem jeszcze — krzyknął Iwan, tracąc cierpliwość — ale na pewno zeznam, nie myśl, żebym pozwolił robić ze siebie zabawkę.
— Jakżebym śmiał robić sobie z pana zabawkę, skoro po Bogu panu jednemu ufam.
— Dlaczego więc zapowiadałeś swoją chorobę?
— Nie zapowiadałem, tylko miałem przeczucie.
— Oznaczałeś dzień i godzinę.
— Spytaj się pan doktorów, którzy mnie znaleźli, czy stan mój był udany. Opowiedziałem im wszystko, co zaszło przedtem, i pan doktór Warwiński, asystent doktora Hercenszube wytłomaczył wszystkim, że to właśnie to ciągłe myślenie o chorobie, ta ustawiczna obawa sprowadziła mi atak. Zapisali to w sądzie i potwierdzili.
Wypowiedziawszy, to Smerdiakow umilkł jakby znużony.
— A czy opowiedziałeś w sądzie rozmowę, którą miałeś ze mną w wilię mego wyjazdu?
Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-5.djvu/121
Ta strona została uwierzytelniona.