Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-5.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bracie! przebacz, ja w istocie myślałem to — wyszeptał Alosza.
— Bóg ci zapłać! — odparł gorzko Iwan i odwrócił się od niego. Od tego czasu unikał brata, ale natychmiast po tej rozmowie poszedł znów do Smerdiakowa.
Smerdiakow wyszedł już był ze szpitala, i zamieszkał u starej swej przyjaciółki, Maryi Ignatiewnej, w charakterze narzeczonego jej córki. Obie kobiety bardzo go poważały, mając go za człowieka położonego wyżej od nich towarzysko. Iwan odnalazł bez trudności jego mieszkanie. Mieściło się ono w małym, wykoszlawionym domku podmiejskim i składało się z dwóch izb, przedzielonych od siebie niewielką sienią. Marya Ignatiewna, wyszedłszy na spotkanie Iwana, wskazała na drzwi Smerdiakowa. Wszedłszy, rozglądał się po izbie. Sprzęty były bardzo nędzne, parę ławek pod ścianami, stół, dwa krzesła, pokrzywiony samowarek, przy nim taca z dwoma szklankami. Stół przykryty był serwetą w kwiaty, a na obu oknach stały doniczki z geranium. Piec był widocznie bardzo rozpalony, a w pokoju panowała wysoka temperatura.
Smerdiakow wyglądał o wiele lepiej, niż wtedy w szpitalu. Przytył nieco i nabrał cery. Ubrany był w stary watowany szlafrok, a na nosie miał okulary. Ten ostatni szczegół uraził Iwana, nie wiadomo czemu.
— „Takie induwiduum będzie jeszcze okulary nosiło” — pomyślał.
Zobaczywszy wchodzącego, Smerdiakow podniósł głowę i spojrzał na niego przez okulary,