Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-5.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

cze, nawet w tak cywilizowanych krajach, jak francuska Rzeczpospolita, i bić będą do końca świata. Jeżeli więc pan mnie wtedy nie uderzył, to tylko dlatego, że pan nie śmiał.
— Uczysz się po francusku? — spytał nagle Iwan, patrząc na jego zeszyt.
— A czemużby nie? Może i ja dostanę się kiedyś do tych oświeconych europejskich krajów.
— Słuchaj, gałganie! — krzyknął jeszcze Iwan, drżąc cały z gniewu — pamiętaj to sobie, że nie boję się ani trochę tych twoich podłych oskarżeń, i jeżeli cię teraz na śmierć nie zbiłem, to tylko dlatego, że pociągnę cię do odpowiedzialności sądowej i wszystko odkryję.
— A jabym panu nie radził zaczynać — odparł z flegmą Smerdiakow, — bo w takim razie musiałbym się bronić i powiedziałbym wszystko o panu, a choćby sąd nie uznał, to zawsze dojdzie to do publicznej wiadomości i opinię pan straci, i będzie panu wstyd.
Iwan nic już na to nie odpowiedział, tylko wziął palto i w najwyższem wzburzeniu poszedł do mieszkania Katarzyny Iwanownej. Opowiedział jej natychmiast całą swoją rozmowę ze Smerdiakowem, a chodząc wielkimi krokami po pokoju, powtarzał prawie nieprzytomnie: „jeżeli on zabił, to ja jestem wspólnikiem.”
Katarzyna uspokajała go, jak mogła, a widząc, że nic nie skutkuje, wyjęła ze swego biurka jakiś papier i podsunęła go przed oczy Iwana.
Był to ów dokument, o którym Iwan wspominał Aloszy, dowodzący, jak się zdawało, z ma-