Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-5.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

cił. Byłoby mi niezmiernie miło widywać pana częściej u siebie. — Proszę, nie zapominaj pan o nas. Jak to przyjemnie pomyśleć, że mamy w naszem mieście tak zdolnego i inteligentnego urzędnika. Wyobrażam sobie, jak wysoko muszą tu cenić pańskie zdolności. Co do mnie, gotowa jestem zrobić dla pana wszystko, co będzie w mojej mocy. Ja tak kocham młodzież, przepadam poprostu za nią. Przecież to podstawa naszego życia i nadzieja kraju naszego. Żegnam pana, żegnam i czekać go będę z niecierpliwością.
Ale Piotr Iljicz wybiegł już, nie słysząc ostatnich jej słów. — Mimo wszystko jednak pani Chachłakow zrobiła na nim wrażenie bardzo sympatyczne. „Jak ona młodo wygląda” — pomyślał — „i jaka miła, przystojna”.
Bardzo podobne myśli snuły się po głowie pani Chachłakow, po odejściu młodego człowieka. Była nim poprostu oczarowana, tak dalece, że zapomniała prawie o tragicznym wypadku, który spowodował jego wizytę. — Udała się wkrótce na spoczynek i zasnęła spokojnie i słodko, marząc o niespodzianem spotkaniu, które w istocie miało dla niej w przyszłości bardzo ważne następstwa i stało się początkiem karyery młodego Perchotina.
On tymczasem udał się wprost do miejscowego sprawnika, Michała Makarowicza Makarowa.
Był to człowiek bardzo lubiany w mieście z powodu nadzwyczajnej swojej gościnności. Niezmiernie towarzyski, dnia jednego nie spędził bez