Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-5.djvu/35

Ta strona została uwierzytelniona.

ko dowód, że jeszcze w wilią nie miał on ani grosza. Opowiadając dalej, Mitia rozwodził się nad zazdrością, jaka dręczyła go w stosunku jego do Gruszy. Szczegółów tych słuchali sędzia i prokurator z naprężoną uwagą, podobnież, jak opowiadania o kontroli, którą rozciągnął nad jej krokami, śledząc ją ze stanowiska swego w ogrodzie Maryi Kondratiewny. O miłości swej i zazdrości mówił gorąco i obszernie, przemagając niejako wewnętrzną wstydliwość. W końcu przecież, — pomyślał sobie, — że ten smarkacz sędzia i ten zdechlak prokurator, nie warci są tego, aby przed nimi serce otwierać. Stawał się też coraz bardziej posępny, powtarzając sobie w duszy, że musi cierpieć i znosić, bo niema innego wyjścia.
Po chwili jednak nabrał znów otuchy i opowiadał dalej, prawie już wesoło; gdy doszedł do wizyty swojej u pani Chachłakow, miał ochotę przytoczyć parę anegdot o tej damie, ale sędzia powstrzymał go, polecając, aby nie odstępował od przedmiotu. — Opisywał dalej swoją rozpacz i wyrwało mu się mimowoli, że był wówczas w takiem usposobieniu, że gotów był prawie zamordować kogo i ograbić, byleby dostać te trzy tysiące. Przerwano mu natychmiast i Mitia musiał znieść w milczeniu, że szczegół ten zapisano starannie jako dowód przeciw niemu. Gdy doszedł do punktu opowiadania o tem, jak się przekradł do ogrodu ojca, aby tam śledzić Gruszę, sędzia przerwał mu nagle i wydobył z dużego skórzanego portfelu mosiężny tłuczek. Pokazał go Miti, pytając, czy przedmiot ten jest mu znany.
— Ależ tak, — potwierdził posępnie — daj-