Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-5.djvu/47

Ta strona została uwierzytelniona.

łem już nic przed sobą. Za mną hańba i krew przelana — myślałem o Grigorze. Poszedłem więc wykupić pistolety, chcąc o świcie wpakować sobie kulę w głowę.
— A przed świtem hulać całą noc.
— Tak, przedtem hulać całą noc. Kończcie już, panowie. Chciałem zastrzelić się o godzinie piątej zrana i napisałem ostatnią moją wolę u Perchotina, macie oto ten papier, czytajcie — dodał z pogardą, wydobywając zapisaną kartkę z kieszeni kamizelki i rzucając ją na stół prokuraturowi.
Ten, oczywiście, podjął ją bardzo ciekawie i odczytał wspólnie z sędzią, poczem dołączyli to do materyału dowodowego.
— Wchodząc do Perchotina, nie pomyślałeś pan o tem, że masz krew na rękach i twarzy? Czy nie obawiałeś się pan podejrzenia?
— Takich tam podejrzeń! Było mi wtedy wszystko jedno. Miałem przecież i tak zastrzelić się nad ranem, gdyby nie ta historya z ojcem, nie wiedzielibyście o niczem i nie przyjechalibyście tutaj. Szatan chyba was ostrzegł, szatan ojca mego zabił i sprowadził was tutaj. Jakim sposobem stało się to wszystko tak prędko? Dziw! poprostu bajka.
— Pan Perchotin zeznał, że, wszedłszy do niego, trzymałeś pan w zakrwawionych rękach paczkę banknotów.
— Było tak rzeczywiście.
— Teraz nasuwa się jedno maleńkie pytanie — przemówił niesłychanie nizko sędzia śledczy. — Zkąd pan wziąłeś tyle pieniędzy, skoro