Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-5.djvu/53

Ta strona została uwierzytelniona.

— Przepraszam! — zawołał nagle sędzia, dostrzegłszy zawinięty mankiet od koszuli Miti — wszak to krew?
— Krew — odparł Mitia.
— Jakaż to krew? I dlaczego ma pan rękaw zawinięty?
Mitia opowiedział, że była to krew Grigora i że zawinął rękaw, myjąc się u Perchotina.
— To bardzo ważne. Musisz pan koniecznie zdjąć także koszulę.
Mitia zarumienił się i wpadł we wściekły gniew.
Coż to? chcecie mnie zostawić zupełnie nagim? — krzyczał.
— Bądź pan spokojny, zaradzi się jakoś na to, a tymczasem bądź łaskaw zdjąć i skarpetki.
— Cóż to! żarty? i to ma być koniecznie potrzebne? — krzyknął, błyskając gniewnie oczami.
— Nie czas tu na żarty — odparł surowo sędzia.
— A no, jeżeli trzeba, to dobrze — mruknął Mitia, a usiadłszy na łóżku, zdejmować zaczął skarpetki. Czuł się jednak bardzo zażenowany. Dokoła niego ludzie poubierani, a on jeden zupełnie bez odzieży, wszyscy zaś przyglądają mu się. Poraz pierwszy uczuł się rzeczywiście jakby winowajcą, a przytem jakimś gorszym i niższym od nich wszystkich. „Mogą mnie teraz słusznie lekceważyć” — pomyślał. Szczególniej przykro mu było zdejmować skarpetki. Były dość brudne, jak i reszta jego bielizny, a przytem nie