Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-5.djvu/63

Ta strona została uwierzytelniona.

wziąłeś te pieniądze, nie jakeś niemi rozporządził.
— Ależ panowie! — zawołał Mitia. — W tem właśnie podłość, że, dzieląc te pieniądze, postępowałem na zimno i z wyrachowaniem — i podłość ta trwała całe trzy miesiące.
— Nie rozumiem.
— Dziwię się wam, panowie, ża tego nie rozumiecie.
Gdybym był przehulał całe trzy tysiące odrazu, a na drugi dzień przyszedł do niej i powiedział: „Katia — straciłem twoje pieniądze przemarnowałem na hulankę”, to nie mówię, żeby to było dobrze. Postąpiłem, jak zwierz nie umiejący pohamować żądzy swojej — ale przynajmniej nie jak złodziej, nie jak prosty złodziej. Albo, gdybym straciwszy te półtora tysiąca, odniósł jej resztę — to także postąpiłbym może marnie, nędznie, ale przecież nie jak złodziej i ona mogłaby uwierzyć, że skoro zwróciłem jej tyle, oddam później i resztę.
— Być może, że byłaby w tem pewna różnica, nie tak jednak wielka, jak pan przypuszczasz, — uśmiechnął się chłodno prokurator.
— Ogromna, ogromna różnica, panie prokuratorze. Podle postąpi sobie niejeden, pozwól pan nawet powiedzieć, postąpi czasem podle każdy — ale złodziejem nie każdy bywa. A złodziej w moich oczach, to arcy podły człowiek — podlejszy od podłego.
Otóż widzi pan, nosiłem te pieniądze przez cały miesiąc, a nie byłem jeszcze złodziejem, bo