Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-5.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.

badać go nie będę, a jeśli mi sam powie, to uprzedzę go odrazu, że obiecałem go tobie powtórzyć, a jestem pewien, że Katarzyna Iwanówna niema z tem nic wspólnego. — Pożegnał ją uściskiem dłoni, ale czuł, że słowa jego nie pocieszyły jej bynajmniej, płakała wciąż, nie dowierzając jego zapewnieniom.
Alosza udał się teraz do mieszkania pani Chachłakow dla zobaczenia się z Lizą, ale już w przedpokoju usłyszała głos jego sama pani i zawezwała go do siebie. Pani Chachłakow chorowała od jakiegoś czasu na nogę, nie kładła się do łóżka, tylko w eleganckim negliżu przebywała stale na kanapie w buduarze, w pozycyi pół-leżącej. Mimo cierpienia swego, była bardzo ożywiona, a przedewszystkiem zawsze ślicznie ubrana. Do negliżu swego wprowadzała różne udoskonalenia, nosiła przytem rozmaite błyskotki, jako to, bransoletki, zapinki, przepaski — tak dalece, że zwrócił uwagę na nie nawet Alosza, chociaż odganiał od siebie myśl o tem, jako próżną i błahą! Między stałymi gośćmi ukazywał się teraz codziennie prawie młody urzędnik, Perchotin. Aloszę przyjęła pani Chachłakow z okrzykami zachwytu.
— Wieki! wieki! jakem już pana nie widziała, cały tydzień, chociaż prawda, że byłeś we środę u Lizy. Pewna jestem, że chciałeś teraz przemknąć się na palcach prosto do niej; ach, kochany, mój drogi panie, jak ta dziewczyna mnie niepokoi. Tobie, coprawda, ufam zupełnie, wiem, że wyperswadowałeś jej te dziecinne fantazye chorego dziecka, że niby ciebie kocha. Nie gniewaj się pan na mnie, że nazywam cię poprostu Alo-