wiele przecierpieli, umieją potem sprawiedliwie sądzić innych. Koniecznie trzeba wprowadzić do naszego sądownictwa to prawo a afektach. Moja Liza także często wpada w afekt; czy pan wie, co ona dziś zrobiła? Ale pan pewno chce pójść do niej?
— Tak jest — powiedział Alosza i powstał z miejsca, chcąc już stanowczo opuścić panią Chachłakow.
— Ależ poczekaj pan! nie powiedziałam jeszcze tego, co najważniejsze. Mam do pana zupełne zaufanie i powierzam panu Lizę bez żadnej obawy. Ale nie mogę tego samego powiedzieć o pańskim bracie, Iwanie. Chociaż to bardzo inteligentny młody człowiek, nie powierzyłabym mu córki, tymczasem, niech pan sobie wyobrazi, on także zaczyna odwiedzać Lizę i to w sekrecie przedemną.
— Co? Iwan był u Lizy? — zawołał Alosza, tym razem naprawdę zdziwiony.
— Ależ tak, był u niej, a ja dowiedziałam się o tem dopiero w trzy dni potem, od Julii. Pytam Lizy, czego chciał, ale nic mi nie powiedziała, tylko raz, gdy przyszłam do niej, zaczęła wołać: „Ja nienawidzę Iwana Fedorowicza, niech mu mama dom wymówi.” A ja na to: Jakże ja mogę, moje dziecko, wymawiać dom człowiekowi tak dystyngowanemu, a jeszcze w takiem nieszczęściu, bo nie można powiedzieć, żeby to było szczęście ten wypadek z waszym ojcem i z Dymitrem. Ale otóż i Piotr Iwan Perchotin — zawołała nagle, promieniejąc cała. — Witam kochanego
Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-5.djvu/98
Ta strona została uwierzytelniona.