przebaczyć trywialność tego porównania, nie jestem krasomówcą, ale pozwólcie mi wziąć pierwszy lepszy przykład, wyjęty z aktu oskarżenia. Oskarżony, uciekając w dniu morderstwa z ogrodu swego ojca, ugodził ciężko ścigającego go sługę, Grigora. Gdy zaś ten padł na ziemię, oskarżony, który już był na murze, zeskoczył napowrót do ogrodu i ukląkł przy ranionym, dla przekonania się, czy żyje jeszcze. Prokurator nie daje wiary zeznaniu oskarżonego, który twierdzi, że uczynił to przez odruch współczucia. Zdaniem jego, Dymitr Karamazow powrócił do rannego po to tylko, aby upewnić się, że jedyny świadek jego zbrodni już nie żyje. Przypuszczenie to byłoby zupełnie trafne, gdyby oskarżony zamordował istotnie ojca. Tylko, że w takim razie nie bawiłby się zapewne w pielęgnowanie swojej ofiary, lecz dobiłby ją kilku uderzeniami młotka, który miał jeszcze w ręku. Cóż jednak robi oskarżony? Klęka przy rannym i ociera mu krew chustką, która służy potem jako ważny dowód przeciw niemu, a narzędzie morderstwa odrzuca daleko od siebie z klątwą, z uczuciem żalu i skruchy. Czy byłby zdolny do takich uczuć, gdyby się poprzednio splamił krwią ojca? Widzicie, panowie, jak wygląda ten sam fakt w tem samem oświetleniu psychologicznem, wyprowadzonem tylko z innego założenia.
Tu obrońca zaprzeczył zupełnie istnieniu trzech tysięcy rubli, dowodząc jasno, że wszyscy o nich mówią, ale nikt ich nie widział. — Smerdiakow twierdził, że ukryte były pod materacem, a przecież oględziny wykazały, że pościel na
Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-6.djvu/104
Ta strona została uwierzytelniona.