Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-6.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.

wo okrutne z jej strony zabolałoby go, jak pchnięcie noża.
— Bracie, — mówił dalej Alosza, — Katarzyna Iwanówna pragnie bardzo przezwyciężyć twoje skrupuły, co do ucieczki, sama zajmie się wszystkiem, jeżeli Iwan nie wyzdrowieje.
— Mówiłeś mi już to, — odparł Mitia.
— A ty nie miałeś nic lepszego, jak powtórzyć to zaraz Gruszy.
— To prawda — przyznał Mitia. — Ale ona nie przyjdzie dziś rano — dodał nieśmiało, przyjdzie dopiero wieczór. Gdy powiedziałem jej, że Katia zajmie się moją ucieczką, zacięła tylko usta i powiedziała „dobrze”.
Czuje sama, że tak być musi, zresztą, zrozumiała już chyba, że Katia kocha Iwana, a nie mnie.
— Czy naprawdę?
— Iwan, to człowiek niepospolity, nie powinien umrzeć.
— Katia wierzy w jego wyzdrowienie.
— Jeżeli tak mówi, to musi być przekonana, że brat nasz umrze i mówi tak ze strachu...
— Iwan ma silny organizm, wytrzyma. Ja także wierzę w jego wyzdrowienie.
— I ja także, ale Katia nie musi wierzyć, Ach! jak ona musi cierpieć.
— Alosza! — rzekł znów Mitia po chwili milczenia, — ja bardzo kocham Gruszę!
— W katordze nie pozwolą wam być razem, — zauważył pośpiesznie Alosza.
— Wiem, wiem... a potem. Jeżeli będą mnie bili, nie zniosę tego, zabiję kogo i rozstrze-