Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-6.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.

Mitia dał się ostatecznie nakłonić. Wychodząc, odwrócił się raz jeszcze, aby pożegnać brata. Opowiadał potem, że nigdy jeszcze nie widział u nikogo takiego wyrazu.
Rezygnacya, odwaga, poświęcenie, pogarda cierpienia malowały się na jego twarzy.
Po wyjściu Dymitra, Alosza ukląkł i pomodlił się chwilę, potem rozebrał się bez pośpiechu i włożył na siebie więzienny strój Miti.
Przystosował, jak mógł, kajdany do rąk i nóg, i zeszedł cicho na dół do sali etapowej, gdzie wszyscy żołnierze spojeni poprzednio, leżeli pokotem. Żaden się nie obudził i Alosza zajął bez przeszkody miejsce uwolnionego brata.
Tam usnął natychmiast prawie. Spokojny był zupełnie, czując się czystym w sumienie. Wówczas miał sen. Ten, którego nazywał zawsze ojcem i mistrzem swoim, starzec Zosima stanął przed nim, a położywszy mu ręce na głowę, złożył pocałunek na jego ustach.
— Synu, — rzekł, — to pierwszy twój czyn, dobrze zaczynasz życie. Posłałem cię w świat umyślnie, abyś poznał, co to boleść. Gdybyś został mnichem, życie twoje byłoby nadto świeże i błogie, trzeba też było nieszczęścia, abyś i ty miał swój udział w ludzkich cierpieniach. Ty jeden zresztą ocalić mogłeś swoją rodzinę, tyś powstrzymał od zbrodni Dymitra i tyś ułagodził wyrzuty Iwana. Poświęciłeś się dziś za brata, później poświęcisz się dla rodziny, dla ojczyzny, dla całej ludzkości wreszcie. Wtedy zrozumiesz jasno, że życie jest rajem dla tych, którzy kochać umieją. Piekło, to tylko brak miłości i ci, któ-