Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-6.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.

bo nazwy niema na ten chłód. Słyszałeś zapewne, jaką zabawkę robią sobie dzieciaki wiejskie z rozmaitych gapiów, doradzając im przyłożyć język do siekiery w czasie trzydziesto stopniowego mrozu, poczem takiemu biedakowi skóra przylega do żelaza i zdziera się do krwi. Tak bywa przy trzydziestu stopniach, a cóż dopiero przy stu pięćdziesięciu, tam, w eterze; gdyby tylko palcem tknąć siekiery, byłoby już po wszystkiem, o ile, oczywiście, siekiera może się tam znajdować.
— To tam może się znajdować siekiera? — pytał z roztargnieniem Iwan. Próbował napróżno myśli skupić, aby się nie poddawać gorączce i nie wpaść w ostateczny obłęd.
— Siekiera? — zdziwił się gość.
— No tak, coby się tam stało z siekierą? — pytał z jakimś uporem Iwan, drżąc jednocześnie z gniewu.
— Co się stanie z siekierą? Dziwne pytanie. Jeżeli znajdować się będzie w stosownej odległości od ziemi, kręcić się pocznie około niej, sama nie wiedząc, po co. Astronomowie obliczą jej drogę, obserwować będą wschody i zachody, a wydawcy kalendarzy zanotują te spostrzeżenia.
— Głupi jesteś, najzupełniej głupi, zdaje ci się, że pokonasz mnie swoim trzeźwym realizmem tak, że w końcu uwierzę, że tu jesteś, a ja nie chcę uwierzyć i nie uwierzę. Masz kłamać, to kłam jakoś rozumniej.
— Ja nie kłamię, to wszystko prawda. Na nieszczęście, prawda nie bywa nigdy zbyt dowcip-