Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-6.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.

prawda, chyba, że nie jesteś sobą, a mną. Och, ty łotrze! Fantazyo moja!
— Jeśli chcesz, mam w istocie jednaką z tobą filozofię, to będzie słuszne dla mnie określenie. Myślę, więc jestem, to wiem napewno. Zresztą, wszystko co jest poza mną, Bóg, a nawet szatan, to dla mnie tajemnica, i nie wiem, czy istnieje to wszystko samo przez się, czy jest tylko emanacyą mego ducha, dalszym następczym rozwojem mojego ja, bytującego czasowo i indywidualnie. No, ale nie powiem już nic więcej, bo widzę, że się chcesz na mnie rzucić.
— Lepiejbyś opowiedział jaką anegdotę — uśmiechnął się boleśnie Iwan.
— Mam właśnie gotową na ten sam temat. Jest to właściwie nie anegdota, a raczej legenda, jakby odpowiedź na zarzuty, jakie mi robisz. Uważasz, przyjacielu, u nas tam nie ja jeden jestem sceptykiem, wielu innych także utraciło wiarę, a to wszystko przez wasze nauki. Póki jeszcze mówiło się o atomach, pięciu zmysłach, czterech żywiołach, to się jeszcze jakoś kleiło. Atomy znane już były w starożytności. Ale gdyście odkryli molekułę chemiczną, protoplazmę i dyabeł wie co tam jeszcze, to i u nas wszyscy pospuszczali ogony. Zaczął się chaos, plotki; plotek u nas dużo, więcej jeszcze, niż u was.
Mamy także i donosy i policyę, osobny oddział dla przyjmowania tajnych doniesień. Otóż opowiadają tam u nas jedną starą legendę średniowieczną, bardzo starą, pochodzącą jeszcze z naszych średnich wieków, nie z waszych, bo