Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-6.djvu/62

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak jest, na nich tylko.
Na tem prokurator zakończył przesłuchiwanie Aloszy.
Wynik tego badania przyniósł rozczarowanie publiczności.
Wszyscy spodziewali się, że Alosza przygotował jakieś nadzwyczajne dowody, zwłaszcza w sprawie obwinienia Smerdiakowa, a tu przytaczał on tylko twierdzenia, oparte na własnem przekonaniu, bez dotykalnych podstaw.
Przyszła jedna kolej na obrońcę. Ten zadał Aloszy pytanie, kiedy i w jakich okolicznościach Dymitr mówił o nienawiści swej do ojca.
Usłyszawszy to pytanie, Alosza wzdrygnął się, jakby mu coś nagle przyszło na myśl.
— Przypominam sobie jedną okoliczność, — rzekł, — o której na razie zapomniałem, a która przedstawia mi się teraz daleko jaśniej, niż pierwej.
Tu opowiedział, jak Mitia, żegnając się z nim wieczorem pod drzwiami, na gościńcu, prowadzącym do klasztoru, uderzył się kilka razy w piersi, wołając, „że ma tu środki na wyjście z hańby, w jakiej jest pogrążony.
— Myślałem wtedy — mówił Alosza, że mówi o sercu swem, w którem znajdzie dość sił na podniesienie się, a potem pamiętam, jak mi przyszło na myśl, że brat mój uderza się w pierś nie w tem miejscu, gdzie znajduje się serce, ale znacznie wyżej, zaraz pod szyją. Myśl ta wydała mi się wówczas błahą i niedorzeczną.
Teraz jednak widzę, że nie myślał on o sercu swem, a ukazywał po prostu na woreczek, wi-