Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-6.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.

przyjąć, mimo, że wtedy jeszcze nie przeczuwałam nawet, że będę kiedyś w możności zwrócić mu ten dług.
W tej chwili właśnie przyszła na Fediukowicza kolej zadawania pytań.
— Gdzież się to działo — podchwycił ostrożnie, dorozumiawszy się w mig, że będzie to coś korzystnego dla jego klijenta. — Czy w początkach znajomości pani z Dymitrem Karamazow?
(Tu nadmienić trzeba, że obrońca nie wiedział o tem pierwszem zajściu między Katarzyną a Dymitrem).
Katarzyna opowiedziała wtedy całą rzecz, nie pomijając żadnego szczegółu. Opisała położenie swego ojca, zagrożonego katastrofą, zataiła tylko wspaniałomyślnie to, że Dymitr to sam zaproponował jej siostrze, aby przyszła do jego mieszkania dla otrzymania tych pieniędzy. Przedstawiła tak rzecz, jakoby to ona sama, z własnego popędu, pobiegła do mieszkania młodego oficera w nadziei znalezienia u niego ratunku. Opowiadanie to wywarło potężne wrażenie. Cała sala zamarła w ciszy, łowiąc chciwie każde słowo zeznania. Postępek Katarzyny był czemś bezprzykładnem. Jakto! ta dumna, samowolna dziewczyna nie wahała się, nie wstydziła, złożyć w ofierze cześć swą i wstydliwość, głosząc publicznie taki fakt? Co za ofiara i jakie zaparcie się siebie, to poprostu bohaterstwo... I dla kogóż to? dlaczego? Dla ocalenia człowieka, który zdradził ą i skrzywdził. Dla przyniesienia mu drobnego choćby źdźbła ratunku, dla przysłużenia mu się czemś choćby trochę.