Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-6.djvu/86

Ta strona została uwierzytelniona.

nie, że artysta puścił wodze fantazyi, czy może po prostu bał się cenzury[1].
Bo jeżeli owa rozbiegana trójka wieziona być ma przez takie rumaki, jak bohaterowie jego powieści, Sobakewicz, Nozdrew, Czirikow, to, zaprawdę, niedaleko zajedzie, choćby miała nie wiem jakiego woźnicę. —
Tu mowa prokuratora przerwana została oklaskami. Liberalny pogląd na wielkość Rosyi, podobał się niektórym. Oklaskujący byli wprawdzie nieliczni, tak, że przewodniczący nie zadał sobie nawet trudu rzucenia zwykłej groźby o opróżnieniu sali i spojrzał tylko z niesmakiem w ich stronę, ale prokurator był podniesiony moralnie, nigdy dotąd nie oklaskiwano go. Mówił też dalej, z coraz to większą pewnością siebie.
— Przypatrzmy się teraz tej rodzinie Karamazowych, która smutnym rozgłosem dała się dziś poznać całej Rosyi, nie będzie to może przesadą, gdy powiem, że w historyi jej odzwierciadlają się dzieje całej prawie współczesnej rosyjskiej inteligencyi, w miniaturze, oczywiście, jak słońce w kropli wody.

Weźmy więc najpierw pod uwagę ojca tej nieszczęsnej rodziny, rozwiązłego, cynicznego starca, któremu los tak smutny zgotował koniec. Za młodu biedny szlachetka, wieszający się przy cudzych klamkach, zdobywa sobie spory kapitalik niespodzianym ożenkiem, a obdarzony niezaprze-

  1. Mowa tu o Gogolu.