Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-6.djvu/94

Ta strona została uwierzytelniona.

„Czy byłby kto w stanie, w takiem położeniu, zajrzeć dyskretnie przez okno, a następnie odejść rozważnie i roztropnie, unikając ostatecznej katastrofy? Czy zwłaszcza zdolnym był do tego oskarżony, którego niepohamowaną gwałtowność znamy przecie wszyscy? Trzeba być niesłychanie naiwnym, aby uwierzyć w taką wersyę, a przecież obrońcy podsądnego usiłują nas przekonać, że właśnie tak się rzecz miała. Przypomnijcie sobie jeszcze, panowie, że oskarżonemu wiadome były umówione znaki, za pomocą których otworzyć mógł w każdej chwili zaryglowane drzwi, prowadzące do mieszkania.”
Z powodu umówionych znaków, prokurator wspominać też musiał o Smerdiakowie. Korzystając z tej sposobności, uczuł się w obowiązku przedstawić obszerną charakterystykę tego człowieka, a to, aby skończyć już raz z niedorzecznem przypuszczeniem, jakoby to on był sprawcą morderstwa.
Załatwiwszy się z tem, powrócił znów do Dymitra i skreślił barwnemi słowy nagły przewrót duchowy, jaki się w nim musiał dokonać na wiadomość o przybyciu dawnego kochanka Gruszy. „Nie mogę pominąć milczeniem tego ciekawego rysu charakteru oskarżonego. On, tak szalenie zazdrosny o wszystkich, tu uznaje nagle prawa serca ukochanej przez siebie kobiety i gotów jest ustąpić miejsca temu dawnemu, który przybył, aby wynagrodzić jej dawną krzywdę. W tej chwili jednak życie traci dla niego wartość i pozostaje w nim myśl samobójstwa, tembardziej, że i przelana krew ojca wołała w sercu jego o pomstę.