Strona:F. H. Burnett - Klejnoty ciotki Klotyldy.djvu/11

Ta strona została uwierzytelniona.

twoim opiekunem, i nie mogę ci pozwolić na roztrwonienie go.
— Ale oni są tacy biedni, jak im nie mogę pomagać teraz, mają maleńkie winnice, a gdy jest nieurodzaj umierają z głodu.
Ciotka Aniela pomagała im zawsze, nawet w urodzajne lata i mówiła, że trzeba się nimi opiekować jak dziećmi.
— Ciotka nie zawsze była rozsądną — zawołał stryj — wiem coś o tem. Teraz nie mam czasu, pomówimy za parę dni, tymczasem proszę zdjąć z siebie to szkaradne ubranie, idź na spacer i baw się.
— Ale już jest zima, — zawołała dziewczynka ze łzami, już śnieg leży, niedługo będzie Boże Narodzenie, a oni nie będą mieli co jeść, o mój Boże!
— Bądźże rozsądna — zawołał Bertrand zniecierpliwiony. Pomyślę o tem ale nie teraz. Wyjeżdżam za miasto, za parę dni pogadamy. Idź na górę i nie zatrzymuj mnie; to mówiąc wyszedł i Elżunia usłyszała, jak odezwał się do przyjaciela:
— Wychowała ją moja siostra, która się zupełnie świata wyrzekła, i tej małej się zdaje, że musi to samo uczynić.
Elżunia tymczasem wtuliła się w portyerę, a wielkie, palące łzy płynęły po jej twarzy.
— Jemu to obojętne, a ja nic dobrego nie robię, nic!
Wróciwszy do siebie była tak blada, że pokojówka patrzała na nią ze współczuciem i opowiadała o tem