— Panienka chce to sprzedać — zapytał wreszcie patrząc na jej twarzyczkę, tchnącą prawdą i szczerością.
— Tak — odrzekła.
— Czy są własnością panienki?
— Tak — rzekła znów Elżunia.
— Czy wartość ich jest panience znaną?
— Słyszałam, że są bardzo kosztowne.
— Czy opiekunowie wiedzą, że panienka chce je sprzedać.
— Nie — odpowiedziała rumieniąc się Elżunia — ale to nic złego, że je sprzedaję.
— Ale ja ich kupić nie mogę; zezwolenia rodziców czy opiekunów panienki do tego potrzeba.
— Nie możesz pan! — zawołała dziewczynka ze łzami w oczach — czy pan myśli, że nikt ich nie zechce kupić bez zezwolenia moich krewnych?
— Żadna szanująca się firma tego nie uczyni — odpowiedział jubiler — niech panienka wróci do domu i poradzi się kogoś starszego — mówił uprzejmie i łagodnie, lecz Elżunia była okropnie rozżalona. Nie przyszło jej na myśl, że dziewczynka w jej wieku, bogato ubrana i chcąca o tej porze dnia sprzedać kosztowne klejnoty, musiała wprawić w zdumienie każdego.
Kiedy się znów znalazła na ulicy na długich jej rzęsach zawisły łzy.
— Co zrobię — myślała — jeżeli nikt klejnotów nie zechce kupić?
Wchodziła po kolei do kilku sklepów złotniczych,
Strona:F. H. Burnett - Klejnoty ciotki Klotyldy.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.