Strona:F. H. Burnett - Klejnoty ciotki Klotyldy.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.

Dopiero w kilka tygodni później gdy wstała z ciężkiej choroby, dowiedziała się w jakiem była niebezpieczeństwie z powodu, że postąpiła bez porady starszych. Dr. Norris opowiedział jej, że znajdowała się w najnędzniejszej dzielnicy Nowego Yorku, będącej siedliskiem złodziei i zbrodniarzy wszelkiego rodzaju. Zaziębienie i wrażenia, których tam doznała przykuły ją do łóżka na kilka tygodni; podczas choroby zaprzyjaźniła się serdecznie z dr. Norrisem. Oczekiwała jego przybycia z utęsknieniem, prowadziła z nim długie rozmowy i słuchała go we wszystkiem. Przez niego poznała się lepiej i porozumiała ze stryjem, który jej dał pieniądze dla proboszcza i dla wszystkich ubogich, jakich jej polecał dr. Norris. Pan de Rochemont odtej pory przywiązał się serdecznie do swej siostrzenicyi pomagał jej w opiece nad biednymi. Elżunia już go się teraz nie bała — przeciwnie wyrzucała mu niekiedy że lekkomyślnie wspiera nie zasługujących na to, a wtenczas on jej odpowiadał, wzruszając ramionami ze śmiechem:
— Widocznie nie jestem zdolny do tego rodzaju uczynków. Miłosierdzie muszę ustąpić Norrisowi i mojej kochanej Elżuni.
Ta ostatnia pod opieką szlachetnego lekarza czuła się coraz szczęśliwszą, nie była już samotną w wielkim domu stryja, przybyła jej wesołość, której dawniej nie znała, wesołość niczem niezamącona, bo płynąca z czystego sumienia.
Gdy Elżunia skończyła lat ośmnaście zachowała tenże sam słodki i marzący wyraz twarzy, ożywiony często pojawiającym się na ustach uśmieszkiem.