tan zmarł w malignie, bredząc o swej córce... i nie zostawił ani grosza...
Teraz miss Minchin zrozumiała, o co idzie. Nigdy w życiu nie zadano jej równie ciężkiego ciosu. Cios ten wymiótł nagle z jej wzorowego pensjonatu najlepszą z jej uczennic i najmożniejszego z jej protektorów. Miała takie uczucie, jakby ją znieważono i okradziono i jakoby kapitan Crewe, Sara i p. Barrow w równej mierze zasługiwali na surowe napiętnowanie.
— Więc pan chce mi powiedzieć — krzyknęła, — że on nic nie zostawił?... że Sara nie posiada żadnego mienia?... że jest żebraczką... że na mej opiece zostawiono ubogą dziewczynę, która dotąd uchodziła za dziedziczkę wielkiego majątku?
P. Barrow był człowiekiem sprytnym i wyrachowanym, więc pomyślał o tem, by jak najprędzej uwolnić się od wszelkiej odpowiedzialności.
— Tak, to nie ulega wątpliwości, łaskawa pani — odpowiedział. — Dziewczyna została bez grosza majątku... i została na opiece pani... ponieważ nie słyszałem, by miała jakich krewnych.
Miss Minchin zerwała się z miejsca i podbiegła ku drzwiom. Miało się wrażenie, że chce je otworzyć i wybiec z pokoju, by przerwać wesołą i nieco hałaśliwą pogawędkę dziewczynek, siedzących przy podwieczorku.
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/108
Ta strona została skorygowana.