kajzebym śmiała... ale cóz na to poradzę, zem ta cosik i słysała?...
Naraz jakby pozbyła się strachu wobec groźnej chlebodawczyni.
— Och, prose pieknie jaśnie pani — rzekła, zalewając się łzami; — pewnikiem pani mnie za to wyłaje... ale mnie tak straśnie zal panienki Sary... taki straśny zal!
— Wyjdź z pokoju! — rozkazała miss Minchin.
Becky znów poczęła się kłaniać, a łzy już ciurkiem lały się jej po policzkach.
— Dobrze, juz pójdę, prose pani — odpowiedziała, trzęsąc się ze wzruszenia; — ale ja chciałam ino to pani pedzieć: panna Sara była taką bogatą paniusią, którą cięgiem ino wsyścy obsługiwali... jak se ona tera poredzi bez słuzoncej? Cy mi też pani nie pozwoli jej posługować, kiej już pomyję wsyćkie rondle i nacynia? Uwinę sie z tem prędziutko... zeby mi ino pani dała to pozwoleństwo... bym jej służyła, kiej ono tak zbidniała. Bidna tez dzisio ta panna Sara... a dyć niedawno przezywali ją księznickom.
Prośba ta, zamiast udobruchać miss Minchin, pobudziła ją do większego jeszcze gniewu. Tego było już nadto, żeby pierwszy lepszy szurgot kuchenny śmiał stawać po stronie tej nielubianej przez nią dziewczyny!
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/116
Ta strona została skorygowana.