Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/124

Ta strona została skorygowana.

— Za moją łaskawość — odpowiedziała miss Minchin. — Za tę łaskę, że dałam ci dom i opiekę rodzinną.
Sara podeszła kilka kroków w jej stronę, dysząc gwałtownie, i odezwała się głosem, jak na dziecko, niezwykle śmiałym:
— Pani nie wyświadcza mi łaski... i nie obdarza mnie opieką rodzinną!
To rzekłszy, odwróciła się i wybiegła z pokoju. Miss Minchin nie zdołała już jej powstrzymać — przeto jedynie posłała za nią jadowite, złowrogie spojrzenie.
Sara szła po schodach powoli, łapiąc z trudnością oddech i przyciskając do serca Emilkę.
— O gdybyż ona umiała mówić! — powtarzała sobie w duchu. — Gdybyż umiała... gdybyż umiała mówić!
Zamierzała udać się do swego pokoju, położyć się na tygrysiej skórze, przytulić policzek do głowy wielkiego zwierza, wpatrzeć się w ogień na kominku i myśleć — myśleć — myśleć... Zanim jednak doszła do półpiętra, z jej pokoju wyszła miss Amelja, zamknęła za sobą drzwi na klucz i stanęła przed niemi, jakaś zakłopotana i nieswoja.
— Tobie... tobie nie wolno tam wchodzić — oznajmiła.