Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/133

Ta strona została skorygowana.

romantyczne historje, zaraz w ich oczach wyrośnie na nieszczęśliwą bohaterkę i rodzice zrażą się do mojego zakładu. Lepiej, żeby żyła zupełnie na uboczu... zgodnie ze swem stanowiskiem. Ja daję jej dach nad głową... a więcej nie ma prawa wymagać ode mnie.
Sara nie wymagała wiele i zbyt była dumna, by nadal poufalić się z dziewczynkami, które najwidoczniej zaczęły się krępować i czuć się niepewnie w jej towarzystwie. Uczennice miss Minchin były w przeważnej części stadem głupiutkich, młodych gąsek. Przywykły do wygód i dostatków, więc gdy sukienki Sary stawały się coraz krótsze i brudniejsze, gdy w jej bucikach pokazały się dziury i gdy poczęła na każde zawołanie kucharki chodzić z koszykiem do miasta po zakupy, nauczyły się przemawiać do niej takim tonem, jakim się mówi do służącej.
— Pomyśl sobie, że ta dziewczyna była właścicielką kopalni diamentów — drwiła Lawinja. — Wygląda, jak garkotłuk, a dziwaczeje z dniem każdym!... Nigdy nie lubiłam jej zbytnio, ale teraz to już ścierpieć nie mogę, gdy ona przygląda się ludziom, nie mówiąc ani słowa... zupełnie jakby chciała zgłębić ich myśli.
— Bo też chcę ich zgłębić — odpowiedziała Sara bez wahania, posłyszawszy to; — dlatego przyglądam się niektórym ludziom. Lubię wiedzieć, co się w nich dzieje... i rozmyślać nad tem.