Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/135

Ta strona została skorygowana.

ły szczury, znajdowała się przecie jakaś ludzka istota. W ciągu nocy następnych owo uczucie pociechy znacznie wzrosło. Za dnia obie sąsiadki mało miały sposobności do rozmowy z sobą; każda z nich bowiem miała własną robotę, a wszelka próba pogawędki byłaby poczytana za próżniactwo i marnotrawienie czasu.
— Prose sie ta na mnie nie gniwać, panienko, — szepnęła Becky pierwszego dnia, — jeśli nie będę grzecnie mówiła. Jescebym za usy od kogo oberwała, kiejbym zacęna rozmawiać. Tera to ni mamy caszu ani na „przeprasom“, ani na „dziękuję“, ani na „prosę..
Mimo to każdego ranka wkradała się do pokoiku Sary, ażeby pozapinać jej ubranie i pomóc, w czem tylko mogła, zanim zbiegła do kuchni rozpalać ognisko. A gdy zapadła noc, Sara zawsze słyszała nieśmiałe stukanie do drzwi, oznaczające, że jej służebnica znów gotowa pomagać jej we wszystkiem. Przez pierwsze tygodnie swej niedoli Sara czuła się jakby ogłuszona, przeto zdarzało się, że czas dłuższy mijał, zanim się z sobą spotkały lub zaszły w odwiedziny jedna do drugiej. Instynkt trafny podszepnął Becky, że gdy człowiek dozna smutku, najlepiej zostawić go w samotności.
Drugą pocieszycielką była Ermengarda. Zanim jednak objęła swoją rolę, zdarzyło się wiele dziwnych rzeczy.
Gdy umysł Sary zaczął znów jakby nawiązywać