Sara i Lottie nie zmienią się przypadkiem w dwa duże kociska i nie rzucą się na niego. Wkońcu doszedł do wniosku, że dziewczynki nie są takie straszne, jak mu się wydawało, więc w kilku podrygach podbiegł bliżej, porwał lśniącym dziobkiem największą z okruszynek i zaniósł ją hen poza komin.
— Teraz on już nas zna — rzekła Sara; — zaraz przyleci po resztę okruszynek.
Wrócił, ale nie sam, bo przyprowadził z sobą kolegę, a ten kolega za chwilę odleciał i przywiódł jakiegoś swego kuzyna; rozpoczęły we trzech wesołą ucztę, pełną krzyku, gwaru i świergotu, co czas pewien jednak odrywały się od jadła i przechylały łebki wbok, obserwując zachowanie się Lottie i Sary. Lottie tak była tem zachwycona, iż zapomniała o pierwszem przykrem wrażeniu, jakiego doznała przy wnijściu na poddasze. Zresztą, gdy zeszła ze stołu i powróciła niejako do spraw ziemskich, Sara pokazała jej różne zalety i powaby pokoju, których istnienia nigdyby się nawet nie domyśliła.
— To moje mieszkanko takie jest maluchne i położone tak wysoko, że niemal wydaje się gniazdkiem na wierzchołku drzewa. A ten pochyły sufit tak jest zabawny! Patrz, w tym końcu pokoju zaledwie można stanąć prosto, a gdy świta poranek, mogę leżeć w łóżku i patrzeć wprost w niebo przez to okno w da-
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/151
Ta strona została skorygowana.