Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/153

Ta strona została skorygowana.

głoby być inne zupełnie: ładne, wygodne, zasłane milą jedwabną kołderką. A może udałoby się nam oswoić wróbelki, żeby przylatywały do okna, stukały w szybę i prosiły, by wpuścić je do pokoju.
— Ach, Saro! — zawołała Lottie. — Jabym chciała tu mieszkać.
Gdy Sara namówiła ją do odejścia i odprowadziwszy ją przez kawałek drogi, wróciła na poddasze, pokój wydał się jej inny, niż przed chwilą; czar zmyśleń, roztaczanych wobec Lottie, prysnął doszczętnie. Łóżko było twarde i nakryte brudnym kocem. Na bielonej ścianie widać było tynk odpadły oraz plamy, podłoga była zimna i goła, piec połamany i rdzą okryty, a odrapany podnóżek, kulejący na jedną nogę, był jedynym sprzętem pokoju. Sara usiadła na nim i podparła głowę rękami. Odwiedziny i odejście Lottie spotęgowało w niej wrażenie brzydoty pokoju oraz własnej samotności.
— Tak, to prawdziwa pustelnia! — odezwała się do siebie. — Czasem wydaje mi się, że jest to chyba najbardziej odludne miejsce na świecie.
Siedziała już tak przez parę minut, gdy uwagę jej ściągnął jakiś lekki szelest w pobliżu. Podniosła głowę, chcąc zobaczyć, skąd głos ten pochodzi; to co ujrzała, było tego rodzaju, że gdyby była bardziej bojaźliwa, natychmiast z wielkim pośpiechem zerwa-