Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/155

Ta strona została skorygowana.

żonę i liczną rodzinę, której od kilku dni nie dopisywało szczęście w łowach. Odszedł od gorzko płaczącej dziatwy i powiedział sobie, że gotów jest narazić skórę, żeby zdobyć parę okruszynek. To też, ujrzawszy zdobycz, ostrożnie stanął znowu na czterech łapkach.
— Chodźno bliżej, — odezwała się Sara; — nie bój się, nie jestem pułapką. Możesz sobie zabrać te okruszyny, biedaku! Więźniowie Bastylji przyjaźnili się ze szczurami. Może i my zawrzemy przyjaźń?
Nie wiem, czemu to przypisać, jednakże jest rzeczą pewną, że zwierzęta rozumieją, co się do nich mówi. Może istnieje mowa, która nie składa się z wyrazów, a przecie zrozumiała dla wszystkich w świecie. Może we wszystkiem kryje się jakaś dusza, która, nie wydając nawet najlżejszego dźwięku, umie zawsze rozmówić się z inną duszą. Jakakolwiek była przyczyna, szczur wiedział już od owej chwili, że jest bezpieczny — chociaż jest niczem więcej jak szczurem. Wiedział, że ta młoda ludzka istota, siedząca na czerwonym podnóżku, nie zerwie się i nie nastraszy go dzikim hałasem, ani też nie będzie w niego ciskała ciężkiemi przedmiotami, które jeżeli go nie zmiażdżą, to w każdym razie mogą go okulawić, lub zmusić do szybkiej ucieczki i ukrycia się w głębi nory. Był to naprawdę szczur bardzo grzeczny i nie myślał niko-