mu wyrządzić szkody. Gdy stał na dwóch łapkach, i węszył, utkwiwszy oczy w Sarę, miał nadzieję, że ona zrozumie jego zamiary i nie odniesie się do niego wrogo. Gdy ów głos tajemniczy, który przemawia bezsłownie, powiedział mu, że nie ma czego się obawiać, podszedł cicho ku okruszynom i zaczął je zajadać, przyczem od czasu do czasu spoglądał boczkiem na Sarę — zupełnie jak to czyniły wróble, — a minkę miał tak potulną i nieśmiałą, że aż wzruszył serduszko dziewczynki. Jedna z okruszyn była większa od innych — tak, iż prawie nie zasługiwała na nazwę okruszyny. Widać było, że szczur miał wielką chrapkę na ten kąsek, — jednakże bał się podejść do podnóżka, przy którym leżała ta rzecz smakowita.
— Pewno chce ją zanieść do nory swej rodzinie, — pomyślała Sara. — Jeżeli nie będę się ruszała, może on nabierze odwagi i złapie tę okruszynę.
Była tak zaciekawiona jego zachowaniem, że ledwo śmiała oddychać. Szczur podpełznął nieco bliżej i schrupał jeszcze kilka okruszyn, poczem zatrzymał się i jął węszyć ostrożnie, rzucając ukradkowe spojrzenia w stronę osoby siedzącej na podnóżku; naraz skoczył i z nagłą śmiałością, przypominającą poprzednie zachowanie się wróbla, dopadł ciastka, a ledwo je zagarnął w swe pazurki, natychmiast dał dra-
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/156
Ta strona została skorygowana.