Ermengarda już na wstępie miała ochotę wydać przeraźliwy okrzyk, zdołała jednak zapanować nad sobą. Rozejrzała się wokoło po pokoju — i nie zobaczyła nikogo! A przecież Sara najwyraźniej z kimś rozmawiała! Ermengardzie przyszły na myśl duchy.
— Czy to coś takiego... coby mnie mogło przestraszyć? — zapytała lękliwie.
— Niektórzy ludzie się ich boją — odpowiedziała Sara. — Ja też bałam się początkowo... ale teraz się nie boję.
— Czy to był... duch? — pisnęła Ermengarda.
— Nie, — odparła Sara, śmiejąc się. — To był mój szczur...
Ermengarda skoczyła jak oparzona i jednym susem znalazła się na środku brudnego łóżeczka; tu podwinęła nogi pod siebie, otulając się szlafrokiem i czerwonym szalem. Nie krzyczała, ale dyszała ciężko z przerażenia.
— Och! och! — kwiliła pocichu. — Szczur! szczur!
— Przypuszczałam, że się zlękniesz — rzekła Sara. — Ale nie masz czego się obawiać. Ja go oswoiłam; on mnie już zna i przychodzi na każde moje wezwanie. Czy nie chciałabyś go zobaczyć?
Ermengarda początkowo tak była przerażona, że skuliła się w kłębek na łóżku i nie śmiała się ruszyć; jednakże niebawem uspokoił ją pogodny wyraz twa-
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/158
Ta strona została skorygowana.