rzy przyjaciółki, a opowiadanie o pierwszem pojawieniu się Melchizedecha zaostrzyło w końcu jej ciekawość, tak, iż odważyła się spojrzeć przez poręcz łóżka; Sara podeszła do otworu pod murem i uklękła przy nim.
— Czy on... czy on nie wypadnie nagle i nie skoczy na łóżko? — zapytała.
— Nie — odpowiedziała Sara. — On jest tak dobrze wychowany, jak i my. Zachowuje się zupełnie jak człowiek. No, popatrz!
Zagwizdała tak cicho i przymilnie, że jedynie w zupełnej ciszy można było głos ten dosłyszeć. Powtórzyła to kilkakrotnie, całkowicie pochłonięta tą czynnością. Ermengardzie przyszło na myśl, że przyjaciółka jej wygląda na wróżkę, odprawiającą czary. Wkońcu — widocznie w odpowiedzi na owo zaklęcie — z nory wysunął się łebek o szarych wąsach i błyszczących ślepkach. Sara rozsypała kilka okruszyn, trzymanych w dłoni, a Melchizedech wylazł spokojnie z nory i począł je zajadać; jeden kawałek, większy od innych, zachował sobie na ostatek — aż uporawszy się z tamtemi, porwał go i uniósł pośpiesznie do swego mieszkanka.
— Ta porcja jest przeznaczona dla jego żony i dzieci — wyjaśniła Sara towarzyszce. — To bardzo poczciwy szczurek; sam zadowala się mniejszemi
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/159
Ta strona została skorygowana.