rożka wtoczyła się na duży, posępny plac, gdzie wznosił się dom, będący miejscem ich przeznaczenia.
Była to olbrzymia, posępna kamienica z czerwonej cegły, zupełnie podobna do innych, stojących w jednym rzędzie z nią, z tą tylko różnicą, że na jej bramie widniała mosiężna tablica z wyrytym czarnym napisem:
— Jesteśmy już na miejscu, Saro, — ozwał się kapitan Crewe, starając się nadać głosowi jak najweselsze brzmienie. Wysadził ją z dorożki, poczem weszli na schodki i zadzwonili do bramy.
Późniejszemi czasy Sarze niejednokrotnie przychodziło na myśl, że ta kamienica była jakoś bardzo podobna do miss Minchin. Była dostojna i porządnie umeblowana, lecz wszystko w niej było brzydkie — a nawet fotele wydawały się jakby kościste. W hallu wszystko było twarde i wypolerowane — nawet czerwona pucołowata twarz księżycowa, stanowiąca cyferblat wysokiego zegara stojącego w kącie, miała wyraz sztywny, nazbyt gładki. Salon, do którego ich wprowadzono, zasłany był dywanem w czworokątny