Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/171

Ta strona została skorygowana.

szyi. Jej sympatja dla „Dużej Rodziny“ wzrastała z dniem każdym — podobnie zresztą, jak wzrastały jej sympatje do wszystkich osób, które polubiła. Tak więc coraz bardziej przywiązywała się do Becky, a zawsze z wielką niecierpliwością wyczekiwała tych dwóch dni w tygodniu, kiedy zachodziła do sali szkolnej, by udzielać lekcyj francuskiego najmłodszym dziewczynkom. Małe uczenniczki bardzo ją kochały i biły się o ten przywilej, by móc stać jak najbliżej przy niej i ściskać ją za rękę. Z wróblami tak się zaprzyjaźniła, że ilekroć stanęła na stole swego pokoju i wytknąwszy głowę przez okno, zaćwierkała ich głosem, w tejże niemal chwili rozlegał się chór poćwierkiwań i trzepot skrzydełek, poczem pojawiała się gromadka szarych miejskich ptaszków-włóczęgów i obsiadała dachówki, by dziobać sypane przez nią okruszyny i gwarzyć ze swą chlebodawczynią. Melchizedech tak się z nią spoufalił, że niekiedy przyprowadzał z sobą panią Melchizedechową, a niekiedy i parę Melchizedesiątek; ona często z nim rozmawiała, a on zdawał się rozumieć jej słowa.
Z czasem rozbudziło się w jej duszy dziwne, jakieś dziwne uczucie względem Emilki, która stale siedziała i przyglądała się wszystkiemu. Obudziło się ono w chwilach wielkiego osamotnienia. Sara lubiła wierzyć — lub wmawiać w siebie, jakoby wierzyła — że