Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/179

Ta strona została skorygowana.

Gdy wieczorem szła po mleko dla kucharki (nie było takiej roboty, do którejby jej nie zaprzęgano), ujrzała coś takiego, dzięki czemu sytuacja stała się jeszcze bardziej interesującą. Przystojny, rumiany mężczyzna, w którym rozpoznała ojca Dużej Rodziny, przeszedł rączym krokiem przez ulicę i wbiegł na schodki nowozamieszkanej kamienicy — a uczynił to tak śmiało, jakby czuł się tu zgoła u siebie w domu i zamierzał jeszcze niejednokrotnie tu przychodzić. Pobył dość długo w jej wnętrzu, kilkakrotnie tylko pojawiając się na progu i wydając rozkazy robotnikom, jak gdyby był do tego najzupełniej uprawniony. Było tedy rzeczą całkiem pewną, że pozostawał w zażyłych stosunkach z nowymi lokatorami i że działał w ich imieniu.
— Jeżeli ci nowi państwo mają dzieci — cieszyła się w duchu Sara — to dzieci Dużej Rodziny pewno będą bawiły się z niemi, a wtedy może kiedy dla zabawy zajdą i na poddasze...
Wieczorem, po ukończeniu całodziennej roboty, przybyła Becky, by odwiedzić towarzyszkę niedoli i przynieść jej nowiny.
— Wi panienka, do sąsiedniej kamnienicy sprowodził się pon jeden, co to przyjechał az z Indyj — zaczęła opowiadać. — Nic wiem, cy on ta je corny cy bioły, ale mówili, że je Indyjon. Cłek to bardzo bo-